niedziela, 23 lutego 2014

Kropeczkowe szaleństwo…;)

Witajcie! Kilka dni temu koleżanka poprosiła mnie o zrobienie szkatułki, która ma być prezentem ślubnym, wszystko fajnie tylko  jeszcze czegoś takiego nie robiłam, nie znam Młodej Pary, nie wiem co lubią, nawet jak wyglądają… ale w myśl starego przysłowia, które twierdzi, że panika jest gorsza od nazizmu szybko wzięłam się w garść i wymyśliłam: retro klasyka! – elegancko i na temat (przynajmniej mam taką nadzieję…;) Centrum stanowi czarno białe romantyczne zdjęcie rodem z lat 20tych ubiegłego stulecia, reszta to moja wariacja na temat kropek…;) Kocham kropki…! Kto mnie zna potwierdzi a może nawet powie, że mam na ich puncie lekko odbite…;) cóż, kocham je bo są szalenie kobiece, urocze i eleganckie, no i pasują prawie do wszystkiego:) Idąc za ciosem brzegi obkleiłam serwetką, reszta pomalowana perłową bielą. Minimum kolorów  za to dużo elementów „doczepianych”  i konturówka, którą też lubię;) W środku serducho, ręcznie kropkowane (a jakże, jak szaleństwo to na całego;) Dorobiłam jeszcze dwa serducha dla dzieci koleżanki z całuśnymi retro serwetkami, rewersy wykropkowane, może niezbyt idealnie ale to w końcu hand made, czasem człowiekowi ręka zadrży…;) Jako wykończenie kokardki (tak, te których nie znoszę, ale mam tasiemki w kropki więc zrobiłam wyjątek;) Mam nadzieję, że mój debiut się spodoba…3majcie kciuki;)







Na koniec coś w klimatach;)I przypominam o  CANDY, zapisy trwają, serdecznie zapraszam!
Serdeczności!

niedziela, 16 lutego 2014

Bardzo długa historia pewnej metamorfozy…;)

Witajcie;) Post dzisiejszy traktował będzie o metamorfozach (nie, jeszcze nie skończyłam remontu…;) dziś będzie o szafeczkach, które przytaskałam do domu wiosną…ubiegłego roku…;) Ich prawowita właścicielka a moja bardzo dobra koleżanka poprosiła o przerobienie soczyście czerwonych szafek z króliczkiem na coś co wpasuje się w jej nową kuchnię (później dołączyła do nich jeszcze jedna szafka;) Spodobał się jej motywy retro sztućców, które ja sama również bardzo lubię i kilkakrotnie już wykorzystywałam. Bardzo chętnie przystałam na taką propozycję, oczami wyobraźni już widziałam porządany efekt… i tutaj się zaczęły schody…;) Pierwotnie szafki były pociągnięte jakąś straszną farbą olejną, która wżarła się w drewno – które jak się później okazało nie do końca było drewnem …;) Zatem pomysł wyszlifowania szafek i zabejcowania poszedł w niepamięć, całość była tą czerwonością przesiąknięta na wylot, zatem zaszpachlowałam dziurki po króliczych łapkach i odłożyłam … a po dłuższym namyśle (ze 2 miesiące jak nic…;) różowawą, ale gładziutką już powierzchnię pomalowałam białą farbą, wyszły cztery warstwy, niby-drewno piło jak cholera przyprawiając mnie o nerwicę… ale w końcu  uzyskałam efekt jednolitej bieli na całości. Nieco rozedrgana wewnętrznie odstawiłam szafki na jakiś czas i zdążyła się zrobić jesień za oknem…;) Etap następny to przetarcia na brzegach zatem któregoś październikowego dnia zamalowałam miejsca newralgiczne pięknych białych szafeczek czekoladowym brązem  a następnie świecą. Później całość znów na biało ze dwa razy…przetarłam …. I się okazało, że nie mogę znaleźć serwetek, które wybrała sobie Bożenka… masakra… gdzieś zaginęły w czasie remontu… i oczywiście się znalazły ale nie od razu rzecz jasna…;) Nastał nowy rok szafki nie wykończone, właścicielka choć kobieta niezwykle cierpliwa zaczyna się niepokoić a ja znów wewnętrznie rozedrgana…;) Zatem w ostatni weekend poszły w ruch patyny, farby olejne i lakiery śmierdzące…sponiewierałam je okropnie, bez litości...;) kilkanaście godzin schnięcia i koniec…;) Jak wspomniałam do kompletu powstała jeszcze jedna szafka oprócz opisanych tutaj bliźniaczych, ale praca nad nią poszła gładko,  z rzeczy ciekawych odwróciłam ją „do góry nogami”, będzie fajna na ozdobne talerze:) Bożenka ma już swój kuchenny komplet u siebie więc ja mogę pokazać go Wam, zdjęcia kiepskie – wybaczcie ale moja cierpliwość do tego kompletu się zupełnie wyczerpała;) Na końcu zdjęcia „przed”. Bożence się podoba i to jest najważniejsze, ale przyznam, że to jak do tej pory najbardziej hardcorowa metamorfoza, jaką miałam przyjemność przeprowadzać…;)

A na koniec z racji minionych Walentynek prawdziwa historia miłosna… ;) Choć powiem szczerze -  osobiście preferuję Noc Kupały;)
P.S. Candy trwa, kto chętny do przygarnięcia jaj, zapraszam! :)
Serdeczności!

Obserwatorzy