Właściwie powinnam napisać szafki nocnej, bo jak się okazało niesłusznie ochrzciłam nakastlik komodą, ale na szczęście czujne oko odwiedzających mojego bloga wyłapało mój błąd. Wracając do mebelka nareszcie skończyłam. Praca nad całością wymagała wiele czasu bo nie dość, że nakastlik leciwy to i sponiewierany był niemiłosiernie. Odnaleziony został w czeluściach piwnicznych w stanie delikatnie mówiąc kiepskim ;) i najpierw trzeba go było zreanimować aby później móc już wyżyć się artystycznie. A nie było to łatwe, bo deski były mocno zniszczone i zaplamione, część trzeba było usunąć i wymienić. Wiele miesięcy minęło, zanim podjęłam decyzję co do ostatecznego wyglądu szafki. Postanowiłam, że mebelek musi zachować swoją duszę. Utrzymany w ciepłych kolorach, wnętrze i brzegi bejcowane, co uwydatnia piękno drewna, wnęki i blat cieniowane, z motywem bluszczu. Całość zabiegów miała na celu podkreślić faktyczny wiek nakastlika, jego naturalne piękno.
A było tak:
Na łamach tego posta chciałam jeszcze o czymś wspomnieć. Mianowicie, mimo zawirowań i dziwnych splotów wydarzeń spotkała mnie ostatnio bardzo przyjemna niespodzianka Dwa dni temu dotarła do mnie przesyłka od pewnej sympatycznej blogowej koleżanki, która postanowiła mnie obdarować, zupełnie bezinteresownie, przecudnej urody szydełkowym kompletem biżuterii, który „przemówił” do mnie niezwykle:) Droga
Olu, bardzo serdecznie Ci dziękuję, z dumą będę go nosiła!
Na koniec przypominam o
książkowym candy, na które można się zapisywać do 15 marca. Z przykrością muszę stwierdzić, że na razie chętnych malutko… Podróż Edwarda to naprawdę cudna książeczka, którą każdemu polecam! Serdecznie zapraszam raz jeszcze!